Przez długie stulecia istnienia parafii w chmielnie mieszkało na jej terenie wielu ciekawych ludzi, którzy zostawili po sobie szczególne ślady. W każdej wsi byli tacy, których dobrze byłoby zachować w pamięci. Wielu dawnych mieszkańców Chmielna także zasługuje na pa- mięć potomnych. Przybliżmy zatem sylwetki tych naj- bardziej znamienitych.
Ich listę otwiera oczywiście księżniczka Damroka, za nią trzeba umieścić Szczepana Kellera, następni to: Leon Necel, Piotr Bukowski i Bernard Grzędzicki. Do grona tych, którzy szczególnie zapisali się w historii Chmielna należą również miejscowi proboszczowie: Mi- kołaj Kręcki, Mateusz Tempski, Józef Szotowski. Każdej z tych postaci jesteśmy winni krótkie przypomnienie.
Księżniczka Damroka
Jest to postać, o której badacze historii mówią, że nawet gdyby nie istniała naprawdę, to ze względu na popularność, jej historię trzeba by było wymyśleć. Skąpe są źródła pisane, z których moglibyśmy bliżej poznać księżniczkę, co do której imienia nawet, różni historycy, mieli odmienne zdania. Uwierzmy profesorowi Gerardowi Labudzie i Błażejowi
Śliwińskiemu, którzy są zgodni, że Damroka zakończyła życie w klasztorze norbertanek w Żukowie, 25 maja, w połowie XIII wieku. Nie wiemy dokładnie, w którym roku, bo datę podaną w nekrologu żukowskim wymienieni profesorowie stanowczo odrzucają. Najnowsze badania dowodzą, że była ona córką Świętopełka, ale do końca nie wyjaśniają, dlaczego zamieszkała w Chmielnie. Przyjmijmy jednak, że Damroka ufundowała kościół w Chmielnie, a później, wraz z uposażeniem, ofiarowała go norbertankom. Jakże mogło być inaczej, skoro poeta Franciszek Fenikowski jeszcze 60 lat temu słyszał jak: „na jeziorze na Białym, biała fala pluskocze, o przeklętym połowie i księżniczce Damroce”.
ks. Szczepan Keller
Chmielanin, tytan pracy i wzór pracowitości, spisał wierszem między innymi legendę o złotych drzwiach zatopionych w jeziorze Białym. Urodził się 10 lipca w 1827 roku w Chmielnie. Ojciec jego, Jan Keller, był nauczycielem w miejscowej szkole. Jako mały chłopiec Szczepan trafił na pięć lat do szkoły przy Królewskiej Kaplicy w Gdańsku. Niestety, gdy jego ojciec stracił posadę, w wieku 13 lat musiał przerwać naukę i wrócić do domu. Dzięki księdzu Tułodzieckiemu, wikariuszowi z Sianowa, w 1842 roku trafił do gimnazjum w Chełmnie. W 1849 roku, po złożeniu egzaminu dojrzałości, został przez biskupa Anastazego Sedlaga przyjęty do Seminarium Duchownego w Pelplinie. Święcenia kapłańskie otrzymał w 1853 roku i na kilka miesięcy został skierowany jako wikary do Kościerzyny. Przełożeni wcześnie poznali się na jego przelicznych talentach i krótko po święceniach powierzyli mu zorganizowanie stacji misyjnej w Ostródzie – miasteczku na wskroś protestanckim, gdzie nieliczni katolicy nie mieli nawet własnego kościoła. Po siedmiu latach, gdy opuszczał Ostródę, miasto miało piękny kościół, w którym „przyozdobienie świątyni Pańskiej po największej części pochodziło z jego ręki, mianowicie niejedne snycerskie roboty sam wykonał”. W 1860 roku ksiądz Keller został przeniesiony do Leśna, a w 1865 roku objął probostwo w Pogódkach, gdzie zakończył swoje pracowite życie w 1872 roku.
Pewnie nie każdy, kto bierze dziś do ręki „Pielgrzyma”, zdaje sobie sprawę, że pierwszy numer tego pisma w 1869 roku wydał właśnie Szczepan Keller. Był on do końca życia nie tylko wydawcą tygodnika, ale także autorem niezliczonych, zamieszczonych w nim tekstów. Ten pracowity twórca, nazywany „żywą biblioteką”, jest także autorem „Zbioru pieśni nabożnych”. Są w nim między innymi pieśni, które w latach dzieciństwa i wczesnej młodości towarzyszyły mu w chmieleńskim kościele i rodzinnym domu. Miał lekkie pióro, potrafił poruszyć czytelników, umiał też trafiać słowem do dzieci, dla których dołączył dodatek do „Pielgrzyma” – „Podarek dla dobrych dzieci”. Przy tym wszystkim był nadzwyczaj szczodry dla biednych i dla studentów, wspierał wielu potrzebujących. Sam żył bardzo skromnie i oszczędnie. Jak pisze autor wspomnienia pośmiertnego, cały majątek jaki pozostawił to 200 talarów w kopercie z napisem „legat za moją duszę”. Dziś możemy powiedzieć, że pozostawił wiele, wiele więcej i w naszej pamięci powinniśmy mu przeznaczyć wyjątkowo poczesne miejsce.
Leon Necel
Nazwisko to kojarzymy z pięknymi wyrobami ceramicznymi, których sława dawno przekroczyła granice państwa. Leon Necel był synem Franciszka, garncarza z rodziny garncarskiej od wielu pokoleń, który przybył do Chmielna z Kościerzyny i tu uruchomił swoją wytwórnię. Garncarstwo to było rzemiosło, które w Chmielnie rozwijało się od dawna, ale splendoru dodali mu dopiero Neclowie, a zwłaszcza Leon.
Urodził się w 1904 roku. Egzamin czeladniczy złożył w 1926 roku po nauce u mistrza Franciszka – swojego ojca. Leon wprowadził do swoich wyrobów charakterystyczne motywy zdobnicze, które na wyrobach utrwalała jego małżonka – Feliksa, córka wspomnianego wcześniej chmieleńskiego karczmarza Muńskiego. Już przed II wojną światową doceniano kunszt Leona Necla, a premier II Rzeczypospolitej Felicjan Sławoj Składkowski odznaczył go w 1937 roku Brązowym Krzyżem Zasługi. Podziw potomnych wzbudzać musi to, że przez wszystkie lata wojennej i powojennej zawieruchy Leon potrafił nie tylko ocalić piękno i artyzm swoich wyrobów, ale także wyszkolić na wielkiego artystę swojego syna Ryszarda. Warto też pamiętać, że ten mistrz garncarstwa zauroczony pięknem oraz historią i tradycją kaszubskiej ziemi, w 1956 roku zakładał chmieleński oddział Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. Najpiękniejsze jego dzieła zo- baczyć dzisiaj można w Muzeum Ceramiki Neclów.
Piotr Bukowski
Organista. Przypomina o nim tablica pamiątkowa wmurowana w postument figury Chrystusa Króla. Był on chmielaninem z wyboru. W 1901 roku przyjął posadę organisty w Chmielnie. Dodatkowo prowadził także Urząd Stanu Cywilnego i to zarówno za rządów niemieckich, jak i w okresie międzywojennym. W czasie zaborów był gorącym orędownikiem polskości, w każdym calu wspierał patriotyczną aktywność chmieleńskich proboszczów, ks. J. Szotowskiego i ks. K. Hoffmanna. Po raz pierwszy naraził się Niemcom w 1919 roku, kiedy wspólnie z ks. Hoffmannem i innymi domagał się opuszczenia przez nich Chmielna. Trafił za to do więzienia i tylko rychłe przejmowanie Pomorza przez generała Hallera uratowało go przed karą. Ryzykował życie także w czasie II wojny światowej, gdy na przykład podczas rezurekcji w 1940 roku, nie zważając na hitlerowski nakaz używania języka niemieckiego, zaintonował po polsku pieśń „Chrystus zmartwychwstan jest”. Antoni Cieszyński, który wtedy był ministrantem, jeszcze dziś pamięta zdenerwowanie proboszcza Dylewskiego i gromki śpiew uczestniczących w rezurekcji parafian. Kolejna Wielkanoc w Chmielnie, w 1941 roku, była już bez organisty. Na kilka dni przed świętami, 4 kwietnia, Niemcy aresztowali Piotra Bukowskiego i wywieźli do obozu koncentracyjnego w Stutthofie, gdzie 2 czerwca 1941 roku go zamordowali.
Bernard Grzędzicki
Autor monografii Chmielna, która ukazała się w 1980 roku, już po śmierci autora. Lista powodów dla których powinien pozostać w naszej pamięci jest bardzo długa. Przede wszystkim był on nauczycielem chmieleńskiej szkoły od 1922 roku i kierował nią aż do wybuchu II wojny światowej. Po wojnie kierował szkołami w pobliskim Reskowie i Cieszeniu. Po przejściu na emeryturę ponownie osiedlił się w Chmielnie i przez kilka lat pracował z młodzieżą. Jeszcze dziś wielu mieszkańców Chmielna pamięta niezwykle atrakcyjne zajęcia w ramach Koła Regionoznawczego prowadzonego przez Bernarda Grzędzickiego, który był prekursorem nowoczesnej edukacji regionalnej.
Już w okresie międzywojennym żywo interesował się etnografią i współpracował z naukowcami Uniwersytetu Lwowskiego prowadzącymi badania na Kaszubach. W latach sześćdziesiątych, wraz z młodzieżą, zebrał wiele, mocno już wtedy niszczejących zabytków kultury materialnej Kaszub i przekazał je do Muzeum Etnograficznego w Gdańsku. Opracował także i we współpracy z PTTK oraz Zrzeszeniem Kaszubsko-Pomorskim wydał przewodnik „Chmielno i okolice”. Największą jego zasługą jest jednak to, że ocalił wiele pamiątek kul- tury materialnej i duchowej Chmielna oraz zaszczepił wśród młodych chmielan zainteresowanie własną przeszłością. Dla autorki, pomnikiem chmieleńskiego nauczyciela i strażnika przeszłości były zawsze brzozy przy drodze z Chmielna do Garcza. Posadził je tam Bernard Grzędzicki wraz z dziećmi szkolnymi w 1924 roku w ramach „święta zasadzenia drzew” wzdłuż całej nowo wybudowanej szosy. Trochę żal, że na naszych oczach zniknęły niemal wszystkie.